wtorek, 30 kwietnia 2013

Wywiad z księdzem Laurentym



W roli Laurentego - Jacek Braciak

                                             Fot. Magda Hueckel


Od kiedy jest Ksiądz księdzem?

Byłem już kilka razy księdzem, ale miałem długie przerwy w posłannictwie.


Co robi ksiądz?

Modli się.


O co?

Nie zawsze wie.


No ale jak czasem wie, to o co?

Nie wiem.


Przeżył Ksiądz kiedyś jakąś miłość?

Tak.


Jaką?

Wspaniałą.


Jaka to jest, wspaniała?
  
Głęboka, bezwarunkowa, umiarkowana.


I?

I już.


Jaki jest stosunek Księdza do Romea?

Kocham go.


To chyba dość denerwujący młodzian.

Nie.


Dlaczego ksiądz tak szybko się zgodził udzielić mu ślubu z Julią?

Może ona jest w ciąży.


Głos z zewnątrz: - Dlaczego ksiądz się z tym środowiskiem zadaje?

Gdzieś trzeba pracować.


Głos z zewnątrz: -  Nie jest ksiądz znudzony? Przecież to wszystko jest oportunizm.

O Jezu!


Czy ksiądz nie bawi się w Boga, podając truciznę?

Przecież nie odpowiem na takie pytanie.


Co Ksiądz zrobi potem? Jak oni wszyscy umrą?

Zostanę papieżem.

------------------------

środa, 24 kwietnia 2013

Miłość z serialu


Ciekawe, jaki wpływ na miłosne obyczaje mają telewizyjne seriale.
To przecież ich główny temat. Ktoś kogoś kocha, ktoś kogoś nie kocha, ktoś zdradził, ktoś porzucił. Jak w życiu, wydawałoby się. Przecież one, te seriale, to samo życie ponoć. Problem w tym, że w życiu to wszystko nie jest ani tak przewidywalne, ani tak poukładane. Ludzie nie są tacy jednoznaczni, jak bohaterowie seriali, a często są sprzeczni sami w sobie. Często są jednocześnie tak i jednocześnie nie. A zależy to od pogody, od ciśnienia, od tego, co zjedli i jak trawią, od krążenia krwi i czy są wyspani, czy nie, i od przeróżnych przypadkowych i nieprzypadkowych sił, które jak wichry wieją nad nimi i przez nich. I to, co mówią, niekoniecznie znaczy to, co mówią. I jest tak, jakby w każdym człowieku w każdej chwili było jednocześnie kilku ludzi i zwierzę.
W serialu nie ma miejsca na wielość jednego człowieka, ani na rzeczy irracjonalne, nieludzkie, pozaludzkie. Wyjątkiem jest "Twin Peaks". W normalnym serialu, jeśli zakochani są sympatyczni, to miłość układa się dobrze. Jeśli ona jest sympatyczna, a on nie, to wiemy, że wcześniej czy później albo on ją porzuci, albo ona będzie nieszczęśliwa. Jeśli on jest sympatyczny, a ona nie, to wiemy, że ona go zdradzi i to będzie szok.
W serialu wszystko jest poukładane. Są ludzie porządni, nieporządni i trochę porządni. Ale wszyscy mają starannie umyte i uczesane włosy i czyste ubrania. Jest praca i czas wolny. Jest dom, rodzina i jest świat na zewnątrz. Jest dobra miłość, małżeńsko-partnerska i jest zła miłość - zdradliwa, opętana żądzą. Tak jakby wszystko było w takich ładnych pudełeczkach z nieprzenikalnymi ściankami.
W życiu to jest raczej fala, raczej rzeka, morze, ocean. Wszystko jest ze sobą wymieszane i płynne, a wszelki porządek podszyty jest żywiołem prowizorki. W dodatku zamykasz oczy i nie wiesz, czy jutro się zbudzisz, bo jest wiele przykładów, że się nie zbudzili.
W serialu nie umierają nigdy bez powodu.
 Gdy próbuję sobie wyobrazić kogoś, kto miłosne obyczaje serialowe przenosi do życia, widzę neurotyka, który wszystko musi mieć jednoznaczne i poukładane i niby, pozornie, wszystko jest ok, dopóki nie widzimy, jak się kaleczy, paznokcie w nerwowo zaciśniętej pięści wbijając sobie w skórę. Bo się nie układa. Bo się nigdy nie układa. Bo się nigdy nie będzie chciało poukładać. Bo to nie jest TEGO natura, żeby się układać.

Wyobraź sobie, że grasz w tym serialu
Śni Ci się po nocach ,że jesteś postacią której nie ma.
Jak ci jest?
Jak ci jest?
Nigdy nie poznasz prawdziwej miłości
Nigdy nie zaznasz prawdziwej radości
Nigdy nie będzie tak źle i tak wesoło jak w życiu
Ale
Ja Cię proszę, ja cię błagam daj mi zagrać w tym serialu
Może spróbuję… Może się uda…
Po prostu Wejdę w rolę i wyjdę
Wejdę i wyjdę, wejdę i wyjdę..
Na krótko, na chwilę…
Na krótko, Na chwilę
Nigdy nie będzie jak w prawdziwym serialu.
Kapujesz? Nidy, nigdy… kapujesz?
A może spróbuję?
Nigdy nie będzie tak źle i tak wesoło
Nigdy nie usłyszysz słowa O miłości moja
Nikt Cię naprawdę nie pocałuje
Nikt Cię naprawdę nie dotknie
Ale
Ja Cię proszę, ja cię błagam daj mi zagrać w tym serialu
Może spróbuję…Może się uda…
Po prostu Wejdę w rolę i wyjdę
Wejdę i wyjdę, wejdę i wyjdę..
Na krótko, na chwilę…
Na krótko, Na chwilę


piosenka ze spektaklu „I my wszyscy. Odcinek 0“ Teatru 21 (teatr dla ludzi z zespolem Downa)
Autorka: BARBARA LITYNSKA

niedziela, 21 kwietnia 2013

Kim oni dziś są?

Dwa czynniki określają świat, w którym zakwitnie szaleństwo Romea i Julii. Pierwszy to opisywany już na tym blogu rodzaj męskości, w którym kobiety służą do tego, by na nich polegać. Drugi to nienawiść. Oboje młodzi dorastają w świecie przesyconym zajadłą nienawiścią do rywali. Montecchi i Capuletti.  Wystarczy, aby ktoś z tych zobaczył na ulicy kogoś z tamtych, a już krew czuć w powietrzu. A zaraża ten konflikt cały świat dokoła. Część ludzi mniej lub bardziej chętnie się temu poddaje, inni jednym i drugim życzą jak najgorzej.
Gdzie dziś jest takie tło? Gdzie dziś wydarzają się Montecchi oraz Capuletti?
Żyd i Palestyńczyk?
Rosjanin i Czeczeniec?
Dżihadowy muzułmanin i antyimigrancki ultraprawicowiec z Norwegii?
Ale u Szekspira to nie był ani konflikt narodowościowy, ani nie wynikał z różnic kulturowych.
Rodziny kibiców dwóch wrogich sobie klubów? Jakieś to mało poważne.
Dwie mafie? To łatwe, ale to bandyci. Montecchi i Capuletti to nie są bandyci. Obu zna Książę i obu przyjmuje w komnatach. Obaj są ludźmi posiadającymi dobrą pozycję społeczną.
Więc kto? Biznesmeni? Ze zwalczających się zażarcie konkurencyjnych firm? Wymagający od swoich rodzin i od swoich pracowników absolutnej lojalności?
Możliwe?

czwartek, 18 kwietnia 2013

Miłość jest gadżetem


Tu wróćmy na moment do tego, czemu miłość jest irytująca. Na przykład gadżety! Wszystkie te misie, serduszka, lizaki, pierścionki, amulety, liściki, pachnące ołówki, wycieczki do Wenecji,
kartki z muzyczką z "Love story" i samo "Love story", jak i 100 000 innych filmów o
miłości, których producenci dokładnie wiedzą, w którym momencie ma nastąpić moment, w którym
zacznę płakać. I, kurde, płaczę! Płaczę! Nie jestem z kamienia. Płaczę, jak bóbr, i czekam do końca
napisów, żeby wyschło. Ale nie chcę! Nie chcę, żeby jakiś producent, czy inny nie wiadomo kto,
wyposażał mnie w modny, gadżeciarski produkt - miłość. Nie, nie, nie i nie. Nie! No ale jaka
jest ta miłość nie zrobiona w fabryce made in China, nie sfabrykowana, nie wyprodukowana, nie
sprzedana mi zestawie z promocji. Gdzie jest sama, goła miłość? No może nie ma w ogóle. No
może jej nie ma? No bo gdzie jest? W czym?

wtorek, 16 kwietnia 2013

Zwierzenia starego Romea


Kiedy chodziłem do przedszkola, wszyscy chłopcy kochali się w Gośce. Skąd myśmy wiedzieli,
o co tu w ogóle chodzi. Że się kochamy w Gośce? No skąd? Z bajek o królewnie? No skąd do
cholery?! Mieliśmy po pięć lat! Wszyscy pragnęliśmy Gośki. Boże no, przecież nie chodziło o
seks, no nie! Niejednokrotnie wyobrażałem sobie, że wybucha wojna, zewsząd wyłażą faszyści.
Ogień pancerfaustów. Czołgi suną w stronę naszego przedszkola. Gośka, leż spokojnie, nie bój się,
już idę! Prędzej, prędzej, mój Janku, mój Zorro! Niemcy duszą panią. Naszych chłopców z grupy
mordują pod Nabutyszafkami. Ja znam sztuczki! Niewidzialny przechadzam się po korytarzu.
Łapię Niemców na lasso i puszczam ich cało. Oni sami potem się poślizgną, wypadną przez okna.
Z całego przedszkola zostajesz tylko ty i ja. Teraz już wiesz, że cię kocham. Wezmę cię w takie
miejsce, gdzie Niemcy nie dojdą. Rosną tam maliny. Bo to działka.
W końcu ktoś wymyślił, że trzeba całować. Że jak się kocha, to trzeba całować. Wszyscy chłopcy
mówili, że ją całowali. Tylko ja nie, bo ja ciebie naprawdę kochałem. Kurde! Pięciolatek! Może
wtedy! Może właśnie tylko wtedy się naprawdę kocha, nie wiem. Ale w końcu przedszkole
dobiegało końca, wszystko się kończyło. Na leżakowaniu podkradłem się, zobaczyła mnie w
ostatniej chwili. Chwyciłem za włosy, pociągnąłem w tył. Boleśnie odchyliła głowę, krzyknęła.
Pocałowałem ją w otwarte usta. Rozpłakała się. Gośka. I po co to było? Po to, żeby zostało w
głowie już do końca życia? Ten gwałt? Żeby mi tak już został? Mój pierwszy akt miłosny był
gwałtem.

I pamiętam Julkę. Jak siedzimy na podłodze, na brudnej podłodze w jakimś nocnym klubie i
mówię: Oszukałaś mnie. Bo mam tylko osiemnaście lat i pięścią rozbijam okno i trzymam w ręku
zakrwawiony kawał szkła, przytykam do żyły, do jej żyły w jej nadgarstku, który mocno ściskam
i ona nie może się wyrwać i prosi o pomoc przechodzących ludzi, ale wszyscy wiedzą, że to nasza
sprawa. I chcę ją zabić, a zaraz potem siebie i wiem to na pewno. Wiem, że chcę ją zabić, a potem
siebie, bo ją kocham, bo ją strasznie kocham, tak strasznie, że nie możemy przeżyć tego, że się
rozstajemy, bo w takim razie lepiej niech nie będzie nic. Kurwa, jakiś obłęd. No powiedzcie, skąd
się to w człowieku bierze? Czym nas nakarmili, że ja, że ona bierze to poważnie, że siedzę z tym
szkłem, z tą krwawiącą ręką, a ona patrzy na mnie z przerażeniem i wie, że to prawdopodobne, bo
są takie scenariusze, bo to możliwe, bo się zdarza, bo w jakiś sposób mam prawo i ona to wie, mam
prawo, bo kocham. No ale żyję. Zwykle coś się zdarza głupiego takiego, że jednak nie robi się tych
rzeczy ze szkłem i z żyłami. Zwykle się zdarza. Już nawet nie pamiętam co, ktoś przeszedł, rzucił
jakiś żart. Się rozładowało. Ale przez ten moment było uprawnione, było realne, jakoś tam się stało.
A potem wygasło. Rozstaliśmy się ze dwa lata później, zimno i głupio, nijak. Bez powodu.

Zdjęcie - Teatr Powszechny, stawianie scenografii do "Romea i Julii".

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Romeo Delawarski

Kim jest Emanuel Delawarski? Pytanie za sto punktów. Czy ma związek z motylem z czeskiej bajki na dobranoc? Czy może z biblijnym znaczeniem imienia? Czy Delawarski to od indiańskiego plemienia Delawarów? Czy chodzi o indiańskiego motyla?
Otóż nie.
Chodzi o Romea polskich poetów. O Steda.

A wiatr, zobaczysz, wiatr to nie będzie wiatr, nie będzie cię koić.


Edward Stachura do końca życia, do samobójstwa śpiewający pod balkonem swojej Gałązki Jabłoni. Kiedy dowiedziałem się, że Gałązka Jabłoni istnieje naprawdę, to tak, jakby się dowiedzieć, że Julia, ta zaklęta w posąg w Weronie, z wygłaskana przez turystów piersią, przechadza się właśnie Marszałkowską, żywa.
Nie mogli być ze sobą.
"Ja cóż, włóczęga, niespokojny duch".
Ale kiedy Stachura staje na torach i siłą woli próbuje zatrzymać jadący z naprzeciwka pociąg, i traci cztery palce u rąk, Zyta Oryszyn jedzie do szpitala i prosi lekarzy, żeby obcięli jej dwa palce i przyszyli Stachurze, to oboje będą mieli po trzy u jednej ręki. Lekarze nie zgadzają się.
Emanuel Delawarski powtarza się w tekstach Stachury. Wyjaśnienie znajduje się w jego notatniku:

zawsze i teraz absolutnie służy tobie emanuel delawarski

Nic się nie wyjaśnia?
A teraz?

Zawsze I Teraz Absolutnie  Służy Tobie Emanuel Delawarski


W jakim zdaniu zakląć Romea i Julię?


niedziela, 14 kwietnia 2013

Odkąd nie da się kobiet kupować na targu, a pałą w głowę już nie można

Rozpoczyna się "Romeo i Julia" od tego, co mężczyźni o kobietach.
Co robią mężczyźni o kobietach?
Mężczyźni o kobietach gadają, co oni by z nimi robili.
Zrozumiałe wszędzie, wspólne dla facetów wszystkich czasów i wszystkich kultur rozmowy o robieniu z babami tego, co wszyscy faceci na całym świecie wiedzą, co trzeba robić z babami, do czego one się głównie nadają.

SAMSON
Kobiety też ludzie. W niczym ich nie pokrzywdzę - będę wobec nich równie nieubłagany. Kiedy już powalę mężczyzn, zabiorę się do powalania kobiet.

GRZEGORZ
Zadbaj chociaż o to, żeby padały na coś miękkiego.

SAMSON
Jakieś łóżko na przykład.

GRZEGORZ
Właśnie. Z kobietami trzeba delikatnie. One też coś z tego muszą mieć.

SAMSON
Już ja się postaram, żeby miały. W łóżku robi się ze mnie zupełne zwierzę.

GRZEGORZ
Szkoda, że nie ma wtedy jakiejś kobiety przy tobie.

(tłum. Stanisław Barańczak)

To jest entree do "Romea i Julii", to jest tło, to jest świat, w którym się to wydarzy.

Gdzieś pod spodem tych wszystkich rozmów, tych marzeń, tych dowcipów jest lament. Taki, jak u Sławomira Mrożka w "Dziennikach". Zapis z 12 lipca 1973 r.:

Odkąd nie można ich kupować na targu i trzymać w haremie, wszystko stracone. To one decydują, wcale nie my. My możemy je tylko "uwodzić", to znaczy żebrać. One wybierają dzień, noc i godzinę, one mogą się zgodzić albo nie. A pałą w głowę już nie można. A że przeważnie są głupie, uwodzenie polega na popisie (naszym) głupoty. Udowodnić im, że są "wszystkim". Ale jakże trudno, aż skręca od obrzydzenia, kiedy trzeba przestawać z idealistką. Człowiek wrażliwy narażony jest albo na męki, albo na upokorzenie.
Są tacy, którzy nie uwodzą. Siedzą i czytają gazetę, a baby się przepychają do nich. Niestety ja do nich nie należę. Nie jestem bynajmniej piękny, a będąc inny niż przeciętni, zrażam je odmiennością.Najchętniej zadają się one z ładnymi miernotami. Ach, jakże wtedy z nimi figlują. Nie odczuwają wtedy swojej niższości (umysłowej).
One jak na mękach, kiedy cokolwiek przyjdzie powiedzieć albo zrobić wprost. Ich czółka zmarszczone są od ciągłego wysiłku kombinacji, wykrętów, podstępów, chytrych niedomówień. Cenią i lubią, kiedy odgaduje się te ich głupie łamigłówki. Mówią wtedy, że się je "rozumie". To "rozumienie" tyle jest warte, co rozwiązywanie rebusów w dodatkach niedzielnych.
Potem, czasami, zakochują się głupio i wtedy są bezradne i tępe jak krowy. Kończy się cała ich mizerna chytrość. Stają się nieprawdopodobnie tępe, bez taktu, ślepe.


Niesie się ten lament przez całą kulę ziemską, przez góry, doliny, rzeki, lasy, wszystkie kraje. Wielki prawdziwie męski płacz, zagłuszany prawdziwie męskimi rozmowami o robieniu z nimi wszystkiego, na co nam przyjdzie ochota. A owo "wszystko" sprowadza się do - pałą w głowę i na coś miękkiego. Oto sekret.


środa, 10 kwietnia 2013

Czy chciałaby Pani umrzeć z miłości?



BLOG
Czy chciałabyś z umrzeć z miłości?

GRAŻYNA KANIA
Nie!!! To musi być potworna niewyobrażalnie bolesne, ból nie do uśmierzenia, taki że chcesz ze sobą skonczyć albo, jak w "Penthesilei" Kleista, po prostu pęka ci serce. Swoją śmierć wyobrażam sobie bardzo niespektakularne. Chcę umrzeć spokojnie, pogodzona ze sobą i światem. Położyć się do łóżka i zasnąć, umrzeć kochając.

Na czym dziś polega bunt przeciw rodzicom?

Dzisiaj się nie buntuje. Dzisiaj się obraża.
 

Kwestionowałaś kiedykolwiek sens życia?
 
Kiedykolwiek?


Ku czemu to wszystko zmierza?
 
 
Ku zagładzie.


A kto jest temu winien?
 
Nasi rodzice, oczywiście. Nasze dzieci powiedzą to samo i też będą miały rację.


W co wierzysz?
 
W miłość. Mało jej, ale jest.


Co to znaczy -wierzyć w miłość-?

W to, że najwazniejsze to być na nią gotowym. Każdej sekundy, minuty, godziny, każdego dnia w roku. Zwłaszcza jak dostajesz po pysku.
 
 
 

wtorek, 9 kwietnia 2013

TO NIE JEST HISTORIA O MIŁOŚCI



Nie no, weź się Shakespeare. To co opisujesz to NIE MILOŚĆ, to zadurzenie. To trwa 3
dni! Bez garów bez pieluch bez troski o byt rodziny, spłacenie kredytu i wyksztalcenie
potomstwa. Ta twoja historia to nie jest historia miłosna. To historia ekstremalnie
uzależnionych od bycia kochanym. Twoja historia to brutalna fantazja o zabijaniu w
imię głodu miłości i marzenie pierwszego razu w perwersyjnym podnieceniu śmiercią.
To sześć kurna trupów, zdrada przyjaciół i rodziny, to choroba na własne ego, po
którym wspinają się głowni bohaterowie tylko po to żeby skoczyć z niego w przepaść z
okrzykiem: JAKI TEN ŚWIAT JEST OKRUTNY. No jest. I co z tego.

Miłość cholera, to odwaga na strącenie bożyszcza z piedestału, poznanie i kochanie
mimo strącenia i poznania, mimo kurwa tego ze inaczej jesz jajko na miękko niż ja. Im
bardziej cię czytam, Shakespeare, tym bardziej "Nie chce być Julia wierna na balkonie“.
Emancypacja totalna to być szczęśliwym bez Romea. Ty pokazujesz kobiety jako
niewolnice męskiego świata. I, niech cię szlag, tu masz racje. Kobieta tak długo będzie
postrzegana w kategoriach przydatności dla męskiego świata jak długo będzie się
spowiadać u mężczyzn, jak długo mężczyźni będą decydować kiedy i czy w ogóle ma
prawo do siebie. NIE CHCE BYĆ JULIA TO MI NIE PASUJE!


Graża z Tarnowa


Romeo i Julia to para egzaltowanych egoistów, którzy narkotyzują się sobą nawzajem.

Artur z Hrubieszowa


Według ludzi z mojej klasy "Romeo i Julia" to stek bzdur o parze idiotów.

Licealista Breathless


Miłość to relacja między ludźmi. Zakochanie to relacja między wyobrażeniami ludzi. Szekspir pokazuje ludzi, którzy nie są w stanie przejść z fazy wyobrażeń do fazy realu.

Stanisław z Nowej Huty


Oni wszyscy kłamią. Okłamują innych i okłamują samych siebie.

Maria z Lądka Zdroju


To opowieść o morderczej sile ludzkich złudzeń.

Profesor Kotek


Czy mamy bez końca znosić te obrazy?

Samson z Werony

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

MIŁOŚĆ SKAZANA NA ŚMIERĆ PRZEZ NIENAWIŚĆ

Dwa równie stare i szlachetne rody
W Weronie, gdzie się rozgrywa ta sztuka,
Wskrzeszają zamęt przycichłej niezgody:
Znów w czas pokoju krew chodniki bruka.
Gdy w sercach ojców nienawiść szaleje,
Dzieciom, wiedzionym przez los ku zagładzie,
Miłość podsuwa daremną nadzieję -
Śmierć ich dopiero koniec waśniom kładzie.
Miłość, skazana na śmierć przez nienawiść,
Której szał ciemny gubił dwie rodziny,
Aż śmierć jedynie mogła je wybawić:
Taką historię widz przez dwie godziny
Oglądać będzie tu, na naszej scenie;
Może uroni łzę na zakończenie.

niedziela, 7 kwietnia 2013

STOJĄC NA BALKONIE


Jestem Julią, mam trzydzieści lat. Nie jestem już pierwszej płodności i szczerze mówiąc nie wiem, czy będę mieć dzieci, jeśli sama czuję się trochę jak dziecko. Chciałabym mieć jednak kogoś. Obserwuję dziewczyny w moim wieku, którym odbija na punkcie zwierząt, które mają. Mówią o nich jak o swoich mężach, dzieciach. Śpią z nimi. Kupują im najlepsze rzeczy. Kiedy im pies, kot choruje, biorą zwolnienie z pracy, przeżywają.
Boję się, że w końcu zwariuję, jak one.
Bo bardzo chcę mieć kogoś dla siebie.
Potwornie chcę mieć kogoś dla siebie.
Wiem, nie powinno się tak mówić – mieć kogoś.
Chcę być z kimś.
Chcę być z kimś, z kim będę sama.
Do tej pory nie spotkałam nikogo, z kim byłabym sama. Każdy facet wcześniej, czy później stawał się irytujący. Każde rozstanie przynosiło mi ulgę. Jakbym wyszła z jakiegoś ciasnego i ciemnego grobu znowu na powietrze, znowu świeży oddech, znowu pełną piersią, bosko! To chyba więc nie była miłość. Jak się kończy miłość, powinno być strasznie. Powinno być tragicznie. Świat powinien być niczym, powinien być marny, powinno się nie chcieć żyć, kiedy się kończy miłość. Więc, jeśli czułam radość i ulgę, to nie była miłość. To była zawsze bolesna pomyłka.
Chciałabym spotkać faceta, przy którym nie będę myśleć. Przy którym nie będę myśleć. Przy którym nie będę myśleć, że ten głupi knur znowu, do jasnej cholery, zostawił brudny kubek na stole, nie wytarł po sobie podłogi w łazience i generalnie jest leniwym gnojem, który nie umie, nie umie ze mną porozmawiać, nie umie zrozumieć, nie czuje, nie domyśli się, jest tępym kretynem. Chciałabym spotkać faceta, przy którym nie będę w ogóle takich rzeczy myśleć. Który będzie miał w sobie TO, który będzie TYM. I nie będzie mi się tamto w ogóle myślało, nie będzie w ogóle przychodziło na myśl. Będzie się tylko czuło, będzie się piło wzajemnie, jak nektar ambrozję, ja jego, on mnie, taka nieśmiertelność.
Mam w sobie wielką, większą, największą, rosnącą, wygłodzoną, pustą, ssącą dziurę wyczekującą na takiego gościa.  Przyjdź gościu i siądź pod mym liściem, a będę ci lipą, różą, miodem, kwiatem, niebem, słońcem, światem, snem, jawą, powietrzem. Przyjdź, oddychaj mną, błagam! Nim skisnę.

czwartek, 4 kwietnia 2013

LOVE

Jaki jest powód?
Powód czegokolwiek?
Najbardziej podstawowy. Jeść.
Jaki jest powód, żeby jeść?
Powód, żeby jeść jest taki, żeby żyć - bezmyślna odpowiedź.
A żeby żyć, jaki jest powód?
Za ostro. Lżej, lżej, lżej.
Zakochałem się. Bez powodu. Nawet nie wiedziałem w kim.
Coś tam wiedziałem, no ale za mało.
Gdybym wiedział wszystko, to bym się nie zakochał.
No kto, jakby wiedział wszystko, to by się zakochał?
Miłość byłaby niemożliwa.
Albo wiesz wszystko albo kochasz.
Najlepiej nie wiedzieć nic.
A potem, wiadomo, im bardziej miś zaglądał do środka, tym bardziej nikogo nie było.
Bez sensu, ale tak jest.
W ogóle miłość jest bez sensu.
Jak słyszę słowo -miłość-, odbezpieczam rewolwer.
MIŁOŚĆ JEST DLA PEDAŁÓW.
Normalny człowiek się nie zakochuje.
A jeśli już, to na dwusów. Wdech, wydech.
Jak grypa. Poboli i przestanie.
Więc wcale nie chciałem. Nie chciałem się zakochiwać.
Zakochiwanie, już samo to słowo, irytuje.