Tu wróćmy na moment do tego, czemu miłość jest irytująca. Na przykład gadżety! Wszystkie te misie, serduszka, lizaki, pierścionki, amulety, liściki, pachnące ołówki, wycieczki do Wenecji,
kartki z muzyczką z "Love story" i samo "Love story", jak i 100 000 innych filmów o
miłości, których producenci dokładnie wiedzą, w którym momencie ma nastąpić moment, w którym
zacznę płakać. I, kurde, płaczę! Płaczę! Nie jestem z kamienia. Płaczę, jak bóbr, i czekam do końca
napisów, żeby wyschło. Ale nie chcę! Nie chcę, żeby jakiś producent, czy inny nie wiadomo kto,
wyposażał mnie w modny, gadżeciarski produkt - miłość. Nie, nie, nie i nie. Nie! No ale jaka
jest ta miłość nie zrobiona w fabryce made in China, nie sfabrykowana, nie wyprodukowana, nie
sprzedana mi zestawie z promocji. Gdzie jest sama, goła miłość? No może nie ma w ogóle. No
może jej nie ma? No bo gdzie jest? W czym?
taka zwykla szara milosc to ciezka praca, to kalectwo dnia codziennego, to ciagle odchodzenie od siebie i powracanie, to akceptacja i ... no nie cokolwek napisze bedzie patetycznym sraniem. Ale takie super mega love story z ekranu jest - z ekranu. Nie ze mnie nie z ciebie. Z dupy scenazysty. Wiec co, kochac i tyle. Na dobre i na zle. - "Wista wio latwo powiedziec".
OdpowiedzUsuństrato