Jestem Julią, mam trzydzieści lat. Nie jestem już pierwszej
płodności i szczerze mówiąc nie wiem, czy będę mieć dzieci, jeśli sama czuję
się trochę jak dziecko. Chciałabym mieć jednak kogoś. Obserwuję dziewczyny w
moim wieku, którym odbija na punkcie zwierząt, które mają. Mówią o nich jak o swoich
mężach, dzieciach. Śpią z nimi. Kupują im najlepsze rzeczy. Kiedy im pies, kot
choruje, biorą zwolnienie z pracy, przeżywają.
Boję się, że w końcu zwariuję, jak one.
Bo bardzo chcę mieć kogoś dla siebie.
Potwornie chcę mieć kogoś dla siebie.
Wiem, nie powinno się tak mówić – mieć kogoś.
Chcę być z kimś.
Chcę być z kimś, z kim będę sama.
Do tej pory nie spotkałam nikogo, z kim byłabym sama. Każdy
facet wcześniej, czy później stawał się irytujący. Każde rozstanie przynosiło
mi ulgę. Jakbym wyszła z jakiegoś ciasnego i ciemnego grobu znowu na powietrze,
znowu świeży oddech, znowu pełną piersią, bosko! To chyba więc nie była miłość.
Jak się kończy miłość, powinno być strasznie. Powinno być tragicznie. Świat
powinien być niczym, powinien być marny, powinno się nie chcieć żyć, kiedy się
kończy miłość. Więc, jeśli czułam radość i ulgę, to nie była miłość. To była
zawsze bolesna pomyłka.
Chciałabym spotkać faceta, przy którym nie będę myśleć. Przy
którym nie będę myśleć. Przy którym nie będę myśleć, że ten głupi knur znowu,
do jasnej cholery, zostawił brudny kubek na stole, nie wytarł po sobie podłogi
w łazience i generalnie jest leniwym gnojem, który nie umie, nie umie ze mną
porozmawiać, nie umie zrozumieć, nie czuje, nie domyśli się, jest tępym
kretynem. Chciałabym spotkać faceta, przy którym nie będę w ogóle takich rzeczy
myśleć. Który będzie miał w sobie TO, który będzie TYM. I nie będzie mi się
tamto w ogóle myślało, nie będzie w ogóle przychodziło na myśl. Będzie się
tylko czuło, będzie się piło wzajemnie, jak nektar ambrozję, ja jego, on mnie,
taka nieśmiertelność.
Mam w sobie wielką, większą, największą, rosnącą,
wygłodzoną, pustą, ssącą dziurę wyczekującą na takiego gościa. Przyjdź gościu i siądź pod mym liściem, a będę
ci lipą, różą, miodem, kwiatem, niebem, słońcem, światem, snem, jawą, powietrzem.
Przyjdź, oddychaj mną, błagam! Nim skisnę.
"Jestem Julią, mam czterdzieści lat.
OdpowiedzUsuńChcę być z kimś, z kim będę sama."
Chciałabym spotkać faceta opisanego jak wyżej. Dodałabym jeszcze, że chciałabym takiego, który myje się co najmniej raz w tygodniu.
Proza życia, proza bycia z kimś, potrafi być obrzydliwa. Myślę, że to się dzieje wtedy, gdy Romeo i Julia mają już siebie nawzajem w dupie. A przynajmniej jedno z nich. To wystarczy.
Wtedy trzeba odejść, nim się skiśnie. Czasami się nie odchodzi, ale i tak się kiśnie: w utarczkach, codziennych głupich kłótniach, pretensjach, spojrzeniach bez uczucia, nienawiści i smrodzie.
"Chcę być z kimś, z kim będę sama." - Dzięki!