Kiedy chodziłem do przedszkola, wszyscy chłopcy kochali się w Gośce. Skąd myśmy wiedzieli,
o co tu w ogóle chodzi. Że się kochamy w Gośce? No skąd? Z bajek o królewnie? No skąd do
cholery?! Mieliśmy po pięć lat! Wszyscy pragnęliśmy Gośki. Boże no, przecież nie chodziło o
seks, no nie! Niejednokrotnie wyobrażałem sobie, że wybucha wojna, zewsząd wyłażą faszyści.
Ogień pancerfaustów. Czołgi suną w stronę naszego przedszkola. Gośka, leż spokojnie, nie bój się,
już idę! Prędzej, prędzej, mój Janku, mój Zorro! Niemcy duszą panią. Naszych chłopców z grupy
mordują pod Nabutyszafkami. Ja znam sztuczki! Niewidzialny przechadzam się po korytarzu.
Łapię Niemców na lasso i puszczam ich cało. Oni sami potem się poślizgną, wypadną przez okna.
Z całego przedszkola zostajesz tylko ty i ja. Teraz już wiesz, że cię kocham. Wezmę cię w takie
miejsce, gdzie Niemcy nie dojdą. Rosną tam maliny. Bo to działka.
W końcu ktoś wymyślił, że trzeba całować. Że jak się kocha, to trzeba całować. Wszyscy chłopcy
mówili, że ją całowali. Tylko ja nie, bo ja ciebie naprawdę kochałem. Kurde! Pięciolatek! Może
wtedy! Może właśnie tylko wtedy się naprawdę kocha, nie wiem. Ale w końcu przedszkole
dobiegało końca, wszystko się kończyło. Na leżakowaniu podkradłem się, zobaczyła mnie w
ostatniej chwili. Chwyciłem za włosy, pociągnąłem w tył. Boleśnie odchyliła głowę, krzyknęła.
Pocałowałem ją w otwarte usta. Rozpłakała się. Gośka. I po co to było? Po to, żeby zostało w
głowie już do końca życia? Ten gwałt? Żeby mi tak już został? Mój pierwszy akt miłosny był
gwałtem.
I pamiętam Julkę. Jak siedzimy na podłodze, na brudnej podłodze w jakimś nocnym klubie i
mówię: Oszukałaś mnie. Bo mam tylko osiemnaście lat i pięścią rozbijam okno i trzymam w ręku
zakrwawiony kawał szkła, przytykam do żyły, do jej żyły w jej nadgarstku, który mocno ściskam
i ona nie może się wyrwać i prosi o pomoc przechodzących ludzi, ale wszyscy wiedzą, że to nasza
sprawa. I chcę ją zabić, a zaraz potem siebie i wiem to na pewno. Wiem, że chcę ją zabić, a potem
siebie, bo ją kocham, bo ją strasznie kocham, tak strasznie, że nie możemy przeżyć tego, że się
rozstajemy, bo w takim razie lepiej niech nie będzie nic. Kurwa, jakiś obłęd. No powiedzcie, skąd
się to w człowieku bierze? Czym nas nakarmili, że ja, że ona bierze to poważnie, że siedzę z tym
szkłem, z tą krwawiącą ręką, a ona patrzy na mnie z przerażeniem i wie, że to prawdopodobne, bo
są takie scenariusze, bo to możliwe, bo się zdarza, bo w jakiś sposób mam prawo i ona to wie, mam
prawo, bo kocham. No ale żyję. Zwykle coś się zdarza głupiego takiego, że jednak nie robi się tych
rzeczy ze szkłem i z żyłami. Zwykle się zdarza. Już nawet nie pamiętam co, ktoś przeszedł, rzucił
jakiś żart. Się rozładowało. Ale przez ten moment było uprawnione, było realne, jakoś tam się stało.
A potem wygasło. Rozstaliśmy się ze dwa lata później, zimno i głupio, nijak. Bez powodu.
Zdjęcie - Teatr Powszechny, stawianie scenografii do "Romea i Julii".